Szanowny ojcze Dyrektorze!
Szanowny Panie Konsulu honorowy!
Szanowni Państwo!
Jako jedna z twórców wystawy mam okazję zwrócić się do Państwa z moim świadectwem, jak poznałam Jánosa Esterházy’ego, którego imienia przedtem nigdy nie słyszałam i nie uczyłam się o nim w szkole, a którego reżim komunistyczny próbował na zawsze wymazać z historii i z pamięci.
W 2017 roku, dzięki ofiarnej pracy Boldizsára Paulisza, właściciela małej posiadłości w Alsóbodok, w Dolnych Obdokowcach, została wypełniona ostatnia wola Jánosa Esterházy’ego – aby mógł on spocząć w swojej ukochanej ojczyźnie. To pragnienie wypełniło się i pogrzeb Janosa odbył się 60 lat po jego śmierci, i w 70. rocznicę wydania na niego wyroku śmierci. Głównym celebransem tej wzniosłej uroczystości był ksiądz arcybiskup Marek Jędraszewski, metropolita krakowski. Przed pogrzebem, uczestniczyłam w malowaniu kaplicy, w której umieszczone zostały prochy zmarłego.
Dla mnie był to pierwszy raz, kiedy zobaczyłem oblicze Chrystusa odzwierciedlone w życiu świętego. Uderzyło mnie to, jak życie świętych może stać się podobne do Chrystusa, tych świętych, którzy żyją w historii jako świadkowie Pana. Pomyślałam, że jest to zadanie każdego z nas, aby szukać i ukazywać oblicze Chrystusa w naszym życiu.
Także w 2017 roku, kiedy studiowałam teologię i napisałam pracę magisterską o Jánosie Esterházym na Wydziale Teologii Moralnej. W mojej pracy dyplomowej starałam się przeanalizować życie sługi Bożego, rozważając czy on doszedł do komunii z Chrystusem?
Moja odpowiedź na to pytanie brzmiała: TAK. Sługa Boży János Esterházy kroczył ścieżką świętości. To było wspaniałe doświadczenie poznać go głębiej, zastanowić się nad jego przesłaniem, nad jego krzyżem. Od tego czasu stał się częścią mojego życia i od tamtej pory wciąż do mnie przemawia. Kilkakrotnie doświadczyłam też Jego wstawiennictwa. Poprowadził mnie do sakramentów, do regularnej spowiedzi i do sakramentu Eucharystii. Rok temu mogłam otrzymać specjalne dary Ducha Świętego w sakramencie bierzmowania, a w tym roku mój mąż (który jest tu ze mną dzisiaj) i ja mogliśmy przyjąć sakrament małżeństwa. Dziś mieszkam w ojczyźnie Sługi Bożego i posługuję w Centrum Pielgrzymkowym, które nosi jego imię. Krótko mówiąc, jestem mu dozgonnie wdzięczna, za to jak zmienił moje życie.
Stworzyłam obrazy na wystawę z entuzjazmem, który rozpoznałam w Jánoszu Esterházym, słudze Bożym, naśladowcy Chrystusa, męczenniku, który oddał za nas życie. Obrazy i ta wspólna wystawa z moimi kolegami artystami jest okazją dla Państwa, aby lepiej jego poznać również poprzez sztukę. Wystawa obejmuje również wspólną pracę uczniów ze szkoły artystycznej z Kolárowa. Jest to mozaika stworzona przez 10 dzieci, z której wyłania się portret sługi Bożego. My, twórcy wystawy, chcemy również pokazać część charyzmatu i świętości życia Jánosa Esterházyego.
Maj jest miesiącem Matki Bożej, Matki Matek. János Esterházy stracił ojca w wieku czterech lat. Ostatnie słowa ojca do syna brzmiały: „Bądź mój synu, zawsze dobrym Węgrem”. Owdowiała Polska matka, Elżbieta Tarnowska, wychowała trójkę swoich dzieci, Lujzę, Jánosa i Márię, na dobrych Węgrów i dobrych chrześcijan. Nie pozostawiła ich wspólny dom w Nyitraújlak i nie wróciła do Polski. Po śmierci swojego męża wspierała biednych i nieuprzywilejowanych w społeczeństwie. Oprócz wrażliwości społecznej przekazała swoim dzieciom głęboką wiarę w Boga i żywą komunię z Eucharystią.
János Esterházy po drugiej wojnie światowej został aresztowany przez władze komunistyczne i zesłany do Gułagu. Po 12 latach niewinnego uwięzienia i okrutnego cierpienia zmarł w marcu 1957 r. w swoim ostatnim więzieniu w Czechosłowacji, na Mirowie. Matka jego cierpiała w duchu razem z synem. Modliła się za niego do końca życia, ale także za jego wrogów, w tym i za Stalina. Jej dzieci odziedziczyły tego ducha po swojej polskiej matce: dar przebaczenie, pokuty i miłość do wrogów. Można powiedzieć, że Janosowi Esterházy’emu na drodze do świętości towarzyszyła duchowa bliskość, modlitwa i patronat dwóch bolesnych matek – ziemskiej Elżbiety Tarnowskiej i niebieskiej Matki Bożej Bolesnej. Kilka obrazów oddaje jego głęboką cześć Maryi.
Towarzyszką jego więziennej kalwarii była też siostra Maria Mycielska-Esterházy, która, jak współczesna Antygona i Weronika nieustannie walczyła za niego, jak tylko mogła i próbowała złagodzić jego cierpienie, odwiedzając go w więzieniu.
Palestyński mnich Doroteusz w VI wieku tak to opisywał istniejące w świecie dwie dynamiki: „Wyobraźmy sobie okrąg narysowany w ziemi (…) i wyobraźmy sobie, że to świat, a centrum okręgu to Bóg, a promienie to ścieżki, na których żyją ludzie. Kiedy święci chcą zbliżyć się do Boga, kierują się w stronę środka koła, a gdy zbliżają się do środka, zbliżają się do siebie nawzajem. Im bardziej zbliżają się do siebie, tym bardziej zbliżają się do Boga. Ale odwrotna sytuacja jest równie prawdziwa, gdy odwracamy się od Boga i kierujemy się na zewnątrz. (…) Im bardziej oddalamy się od Boga, tym bardziej oddalamy się od siebie nawzajem, a im bardziej oddalamy się od siebie nawzajem, tym bardziej oddalamy się i od Boga”.
Przez 12 lat János Esterházy musiał żyć z dala od swoich bliskich, ale był bardzo blisko wszystkiego, co ludzkie, a tym samym przyciągał tych, którzy byli bardziej oddaleni, i wskazywał im drogę. Przez całe życie pragnął i budował jedności poprzez miłość bliźniego i sprawiedliwość oraz walczył z wszelkiego rodzaju podziałami.
Niestety, istnieje jeszcze jedno koło, które nazywamy błędnym kołem. Widzimy to w dzisiejszym świecie, kiedy za grzechy ojców cierpią ich synowie, a nienawiść rodzi nienawiść.
János Esterházy wiedział o tym i szukał wyjścia, które znalazł we właściwej i mądrej miłości do narodu i wiary chrześcijańskiej. Następnie, zjednoczony z Chrystusem w jego cierpieniach, on również ofiarował swój własny krzyż.
Głosił i nadal głosi pokój i pojednanie między narodami i narodowościami, a niosąc krzyż dyskryminacji, nienawiści i niesprawiedliwości, pomaga nam rozpoznać grzech podziału. Niewinny los Jánosa Esterházyego daje nam możliwość wskazania w nieludzkich czasach „Oto człowiek”. Kruchy, bezbronny, związany, a jednak wolny niezależnie od wszelkich okoliczności, wolny, by kochać. Do miłości, która może zmienić serca, a tym samym zmienić świat. Janosz w swoim życiu symbolizuje duchową jedność wyszehradzkiej czwórki: jako dziecko polsko-węgierskich rodziców, ukochał ojczyznę, w której mieszkał i która jest miejscem jego wiecznego spoczynku – Słowację, a w dzisiejszej Republice Czeskiej, przeszedł do swojej niebiańskiej ojczyzny. Jako ciężko chory, na terytorium dzisiejszej Rosji i na Ukrainie, modlił się jako skazaniec, i był w duchowej wspólnocie z najbardziej bezbronnymi, podnosił ich na duchu. Nieustannie modląc się w wiezieniu o jedność i przeznaczenie, stał się człowiekiem nadziei. Pozwólmy, aby nić jego życia związała nas z krzyżem Chrystusa! Pozwólmy, by przesłanie świętych skleiło nasz świat rozsypujący się w strzępy!
W imieniu swoich kolegów artystów dziękuję za możliwość pokazaniu tej wystawy i tu w Rzeszowie. Jest to dla nas nie tylko zaszczytem, ale również zadośćuczynieniem dla Sługi Bożego Jánosa Esterházyego, który przez te dzieła mógł wrócić do swojej drugiej ojczyzny…
Bóg wam za to zapłać!